sobota, 29 listopada 2008

Czy Szwedzi mówią "nie"?

Zastanawia mnie formuła korekty w Szwecji i Polsce. U nas na wydziale, jak jest źle, to ci powiedzą, że jest fatalnie i nie wracaj z tym albo z tamtym, a jak przyniesiesz za mało, to ci przypomną, że jesteś na uczelni wyższej i wstyd z czymś takim przychodzić. A tu? Nie umiem ich rozgryźć. To tak, jakby zawsze wszystko było wspaniale, ale nie za bardzo wiadomo, co zrobić, żeby było wspanialej.

W środę przyszli nasi "klienci", urządziliśmy krótką prezentację naszych projektów, niezbyt jeszcze zaawansowanych. Dwoje ludzi z departamentu zajmującego się dostosowywaniem przestrzeni miejskiej do potrzeb niepełnosprawnych i starszych, ale głównie przebudową / budową mieszkań dla nich. Mamy więc tę naszą uroczą działeczkę wśród krzewów, ogrodów i drzew owocowych, i projektujemy. Może powinnam pokazać wam zdjęcia? W porównaniu z innymi grupami może miałyśmy rzeczywiście dużo. Ja osobiście bardzo lubię nasz projekt. Rewolucyjny nie jest, ale czy można za każdym razem robić rewolucję?

Nasza działeczka:





Powiedzieli nam, że jest cudownie i nie spodziewali się czegoś takiego (czego więc się spodziewali? czy mam się czuć obrażona? w końcu to projekt w cyklu studiów magisterskich). Czepiali się usytuowania miejsc parkingowych, powiedzieli, żeby poszerzyć korytarze i zamontować więcej schowków, bo starzy ludzie nie lubią wyrzucać rzeczy, ale też nie chcą mieć wszystkich swoich wspomnień (mieli na myśli klamoty) na wierzchu.

Kiedy Bjorn, czyli asystent naszej profesor Ingi, robi nam korekty, też się nie czepia. Czuję się nieco zagubiona. Ale powoli odnajduję się w odcieniach zadowolenia. Przykładowo:

Przynosisz prawe-nic na korektę. Wstyd i hańba, dwa szkice, z których nic nie wynika.
WAPW: Zapomina Pani, że jest Pani na uczelni wyższej. Proszę iść do domu i zabrać się do roboty.
Chalmers: (Próba zgadywania i rozmowy) + It's a very... hm, a very good starting point.

Zamiast wydruków i modelu stawiasz przed asystentem laptopa i każesz mu patrzeć w monitor:
WAPW: Nie nie, to tak być nie może, skoczy Pani to wydrukować, tak nie da się pracować. I w ogóle co to za praca bez modelu?
Chalmers: (zero uwag, męczą się z tym monitorem, i chociaż czasem nic nie rozumieją, bo jednak trudno robić korektę czemuś na monitorze, to i tak nic nie miałkną).

Pokazujesz model i rzut jednego piętra. Jakby nie było, półtora miesiąca do oddania.
WAPW: ... To nie do pomyślenia. Z czego Pani to lepi, z plasteliny? Gdzie tu jest konstrukcja? ... I gdzie są elewacje. Pani wie, jak ten budynek w ogóle wygląda?
Chalmers: (Inni i tak mają mniej, więc mówią ci, że projekt jest bardzo zaawansowany.)

Nie wspomnę o korekcie "architektury". Oni nie zadają pytań o to, jak to właściwie wygląda. Bjorn raz wspomniał, aby może zastanowić się nad nadaniem naszym mieszkaniom bardziej nowoczesnej formy i wprowadzeniu jakiejś innowacji. To była bardzo krytyczna uwaga, jak na szwedzkie warunki, prawie jak "to jest jakaś karykatura, a nie architektura" jak powiedziała mi w zeszłym semestrze prof. Wiśniewska (a ja się prawie popłakałam :D).

I nie mówią nie. Zawsze "zobaczymy, zobaczymy", "zastanowię się nad tym", "podejrzewam, że mogę mieć problemy z dotarciem...". Co za milusia, delikatniusia kultura. Chociaż i u nas są takie ziółka, którym przez gardło nie przejdzie nie i jakiekolwiek inne niedelikatne słowo.

niedziela, 23 listopada 2008

Czy to był śnieg?

Po pierwsze: ogłaszam wszem i wobec, że żyję, jestem cała i noszę czapkę.

W nocy z czwartku na piątek podobno padał śnieg. Nic się nie ostało, ale piątek był pierwszym dniem w całości mroźnym - kałuże zmarznięte były od rana do wieczora. Lód na jeziorach. Sobota była drugim takim dniem. Niedziela trzecim. Zima?

Liseberg (NAJWIĘKSZY park rozrywki w Skandynawii) już dawno wystroił się w światełka, choinki, śnieżynki, bałwanki ze styropianu. W ciemnościach milionami lampek świecą drzewa i z wielkiej stalowej konstrukcji (najwyższej w mieście - panoramiczna winda) rozchodzą się liny przybrane w diody, a całość ma imitować choinkę.

To zdjęcie zrobiłam pisząc assignment na Nordic Architecture. To widok z mojego okna - jak najbardziej skandynawskie w charakterze chmury. Nigdzie indziej takich nie ma.



Całe miasto się stroi. Nordstan - największe centrum handlowe Goteborga - całe w sztucznych choinkowych gałązkach i plastikowych dzwoneczkach. Świąteczne markety na ulicach, stara część miasta jak promenada - i wszyscy szaleją, kupując szczotki do podłogi, kapcie, ręczniki, świeczki - generalnie Szwedzi w weekendy Kupują przez wielkie K, wychodzą do Nordstan całymi rodzinami, spędzają tam cały dzień.

Szukałam kapci, w które mogłabym się przebierać w studio, bo trudno chodzić przez 8 - 9 godzin w zimowych butach; doznałam szoku - dlaczego kapcie muszą kosztować 60 PLN najmarniej? Powiem Wam, drodzy Czytelnicy: kapcie = symbol domowości, a tu dom jest najważniejszy. Celebracja domu, to celebracja ogniska, stworzonego przez ludzkie ręce miejsca w dzikiej, groźnej naturze, archetypu "ciepłej jaskini", która jednocześnie chroni, ale i kolorami czy zastosowanymi materiałami zamyka w sobie całe bogactwo żywotnej, magicznej natury, tak dziko i dramatyczne objawiającej się w Skandynawii w letnich miesiącach. Rozumiecie. Tu dom to jak u nas kościół. Kupując kapcie kupujesz element rytuału... samo kupowanie jest już rytuałem - kapcie będą twoim obrzędowym strojem, w kapciach staniesz rano po przebudzeniu, wyjrzysz za okno, przeciągniesz się, zjesz śniadanie i popijesz kawą. W kapciach usiądziesz w fotelu i odpoczniesz po całym dniu pracy. Masz czerpać z tego radość. Twoje stawanie w kapciach jest doznaniem mistycznym. Znacie to uczucie - leżycie pod ciepłą kołderką, a oszalałe od wiatru drzew gałęzie walą o szyby - ale jest wspaniale, ciepło i bezpiecznie. Albo: za oknem mróz trzaska, na szybach kwiaty, a tu owinięci w kocyk pijecie herbatę z miodem i cytryną. To jest właśnie ta celebracja domowego ogniska poprzez magiczne przedmioty; dlatego Szwedzi mają super kapcie, zajebiste szczotki do podłogi (przybrane w kokardki, czasem), dlatego IKEA, dlatego urządzanie domu ulubionym zajęciem, dlatego robienie wystaw z okien... Tutaj dom jest moją jaskinią, moja trzecią skórą. (Skóra 1 = skóra, skóra 2 = bielizna Craft)

We wtorek mam egzamin ustny z Nordic Architecture. W środę za tydzień midcritics, czyli taki duży przegląd. Musimy przygotować przekroje, rzuty, elewacje i model 1:250. Więc siedzimy sobie z Anną i dłubiemy, jestem w domu późno. Proszę się nie dziwić, że nie piszę (czy tydzień niepisania to tak długo? u mnie, generalnie, nic się nie zmienia).

sobota, 15 listopada 2008

Rącza sarna...

...galopująca przez pachnący wiosną las. Taki obraz mam przed oczyma, gdy w zapoconych i zabłoconych ciuchach przedzieram się przez krzaki nad jeziorem Dejla. Kiedy już naprawdę nie mogę biec (a tu wiatr ma zasadę, że zawsze wieje w twarz), skupiam się na oddechu i wyobrażam sobie, że moje uda są tak szczupłe, że spodnie, zamiast się na nich opinać, powiewają na tym upiornym wietrze. Dochodzą jeszcze skałki i wzniesienia oraz korzenie wystające ze ścieżki.

Ku mojemu zdziwieniu odkrywam, że lubię biegać. Trochę problematyczne bywa to, że tu zawsze jest po deszczu, a ścieżki zawsze są... hm, upstrzone (?) końską kupą, ale poza tym jest spoko. Czuję, że to bardzo szwedzkie uprawiać jogging w stroju z metką Craft. Źle się czuję, gdy się nie ruszę raz na dwa dni. Dotleniony mózg pracuje lepiej, a i buzia jest bardziej rumiana.

Dziś i dwa dni temu biegałam z Anną. Anna nie ma stroju Craft i ludzie dziwnie na nią patrzą. Myślę, że podejrzewają, że ukrywa się w lesie przed policją czy coś takiego. Nie zmienia to faktu, że jogginguje nam się razem bardzo dobrze i bardzo wesoło (zwłaszcza to drugie).

No i może na wiosnę będę tą rączą sarną w pachnącym wiosną lesie, czego sobie i Wam, drodzy Czytelnicy, życzę.

czwartek, 13 listopada 2008

<Żarówka nad głową>

A! No i wpadłam na pomysł, co robić, żeby mieć siłę. Muszę się wyspać!

Niemals sag niemals

Nie jest tak, że ciągle pada. Dziś np. jeszcze nie padało.

Byłam w studio od 9 do 12.15, potem na lunchu u Katrin, która wróciła z Drezna i postanowiła ugotować coś dla mnie i Anny. Przy posiłku zastanawiałyśmy się, czy Ostkupan jest bardzo nordycki, a jeśli tak - to dlaczego? Czy zrobili nam tu pranie mózgu, czy naprawdę jest to zajmujący temat? Tymczasem na niebie chmury grały jakiś niesamowity spektakl, ale - uwaga - było widać tę gwiazdę, która dostarcza Ziemi energii, więc zapadł werdykt: pogoda jest dobra. Jeśli pogoda jest dobra, to trzeba spędzać czas na świeżym powietrzu.

Więc poszłyśmy biegać, ja i Anna. Katrin czuje się zbyt powolna i mówi, że potrenuje sama (ale nie trenuje, jak na razie). Obiegłyśmy jezioro Dejla, słońce malowało naszą błotnistą drogę na złoto. Jesień w Goteborgu potrafi być piękna.

Wybierając uniwersytet na erasmusa miałam pewne obawy przed miastem nadmorskim. Już *** więcej, naprawdę. (*** to co coś w stylu nigdy, ale lepiej nigdy nie mówić nigdy; jak wiadomo w życiu trzeba być ostrożnym, a niektórzy powiedzieliby nawet stay allert in the mountains).

środa, 12 listopada 2008

Rozmiękam i przemakam

Ja wam napiszę, co u mnie, a wy, Drodzy Czytelnicy, zgadniecie, jak się czuję.
Dzieje się, co następuje:

1. Po powrocie ze Stockholmu nie mogę dojść ze sobą do ładu - mam wrażenie, że nic nie robię, siedzę i oglądam głupawe filmy, a jeśli nawet plączę się po wydziale, to bezowocnie, nieproduktywnie; zabijam tylko czasu wykonując masę zbędnych, pustych czynności.

2. Dostałam wiadomość z Citibanku, że jest jakiś problem z moim przelewem zagranicznym. Czyżbym nie zapłaciła za mieszkanie, ponieważ coś w systemie zawiodło? (Tak na marginesie: ktoś powinien z tym bankiem zrobić porządek, to tak dalej być nie może. Za każdym razem, kiedy mam z nimi styczność, coś się we mnie przewraca. Rozważam rezygnację ze współpracy. Chaos to najlżejsze z określeń, jakie można zastosować w ich przypadku. Gdzie jest mój rycerz na białym, na jakimkolwiek koniu?)

3. Deszcz + jogging. Zgadujcie, kto jest twardszy - ja czy pogoda? Pogoda. Morska bryza. Siub siub siubab, siedzę sobie teraz w moim pokoiku zamiast się usportowić. Jutro też ma padać, ale mniej:D.

4. Przystojni chłopcy. Są wszędzie. Nawet nie skomentuję.

5. Praca pisemna na Nodric Architecture. Nie wiem, czy jest coś takiego jak nordic archritecture, nie mam pojęcia, czy ma jakieś specjalne cechy. Nie mam siły pisać - siadam do komputera z zamiarem rozpoczęcia... i nagle przypomina mi się, że powinnam pozmywać. Wiecie, jak to jest.

6. International Dinner u mnie po raz wtóry. Zaprosiłyśmy Jorisa z Delf, przygotowałyśmy kluski śląskie, ciasto marchewkowe, podałam też biały ser z chrupiącymi bułeczkami i tiki-taki, krówki, michałki. Piliśmy grzane wino i niegrzane też. Było bardzo wesoło, przynajmniej dla dziewcząt - nie wiem, na ile dobrze bawił się Joris. Zaprosił nas na urodziny (ale kto robi urodziny w środku tygodnia?).
Kluski śląskie były rozgotowaną paciają - ale o smaku klusek śląskich. Wszyscy goście grzecznie pałaszowali - zawsze zapraszam osoby nienagannie wychowane, które, choćby dziegciu im podać, okiem nie mrugnął i zmiotą wszystko z talerzy, a jeszcze pochwalą. To nadaje nowych odcieni pytaniom o istotę dobrej kuchni - może nie od samych potraw to zależy, a od jedzących i metod jedzenia.

7. Kino i urodziny. No właśnie. Urodziny Jorisa, które są dziś o 21, albo kino z Hiszpanami o 20.45. Widzicie, jakie dylematy. Jak tu nie popadać w melancholię? (Popadać to dobre słowo, zwłaszcza w tym mieście.) Hiszpanie są weseli i rezolutni, a Moquel powiedział mi dziś, że mam piękne włosy, co oczywiście nic nie znaczy. Ale jednak urodziny to urodziny... a tam jest mnóstwo przemądrych studentów z Unitechu... i to sami chłopcy...

8. Nie mam miejsca na dysku. Potrzebny mi dysk zewnętrzny, ale w Szwecji nie jest tanio, jak wiecie. Poczekam do świąt.

9. Jak sobie pomyślę, że niektórzy Stali Czytelnicy byli ostatnio w górach, a ja przesiedziałam weekend na tyłku, patrząc jak krople deszczu, jedna z drugą, rozbryzgują się na mojej szybie, mam ochotę płakać. Zmieniam się w rozmokły worek ziemniaków.

10. Nie mam siły. Nie wiem, co zrobić, żeby mieć.

Pozdro dla wszystkich aktywnych umysłowo i fizycznie!

sobota, 8 listopada 2008

Byłam w Maroko

Dziś byłam na kolejnej wycieczce, tym razem w Maroko, Pakistanie i wielu innych egzotycznych miejscach... także w Polsce.

Po lekcji szwedzkiego wybrałyśmy się na największy bazar w Goteborgu, bardzo daleko - na drugą stronę miasta - jest to już poza granicami Szwecji. Obowiązują inne zasady ruchu drogowego, inny język, inne stroje, inne zasady... Jest bardzo tanio, taniej niż w Szwecji. Kupiłam 586 g ziemniaków, trzy banany i... (czy mi uwierzycie, Czytelnicy?) tiki-taki, michałki, krówki i BIAŁY SER!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

Jestem taka szczęśliwa! Będę tam jeździć co tydzień, nie potrzeba wizy.

czwartek, 6 listopada 2008

Nordic Architecture study trip to Finland - część obrazkowa

Zdjęcia moje poddane zostały selekcji i obróbce, starałam się wybrać po jednej ilustracji z każdego miejsca, żeby nie było zbyt wiele. Patrzcie, Czytelnicy!

Örebro i Citizens’ Centre (arch. Erik and Tore Ahlsén, 1966)



My na promie



Skaczemy a na tle katedry w Turku (szwedzkie Åbo), słońce wschodzi



Kaplica Zmartwychwstania w Turku (arch. Erik Bryggman, 1941)



Inna kaplica na tym samym cmentarzu (brutalistyczne lata 60)



I ta sama kaplica od środka (przyznacie, że nastrojowa)



Drewniane miasto Rauma/Raumo




Nowa biblioteka w Rauma (arch. Lahdelma Mahlamäki 2004)



Sanatorium w Paimio/Pemar (arch. Alvar Aalto, 1933)



Świątynia na Senat Square, Helsinki



Siedziba firmy Kone w Helsinkach



Centrum studenckie Dipoli (Otaniemi Campus, Helsinki University of Technology)



School of architecture, Otaniemi Campus (arch. Aalto) - to, co widzicie, jest świetlikiem z lampą - kiedy słońce zachodzi, lampa zapala się i studenci nie czują, że powinni już iść do domu.



Auditorium building, Otaniemi Campus (arch. Aalto)



Główna biblioteka, Otaniemi Campus (arch. Aalto)



Kaplica w kampusie Otaniemi (arch. Sirén)




Kiasma (muzeum sztuki współczesnej, arch. Steven Holl, 1998)



Rock Church - zgadujcie, kto jest autorem, nie chce mi się pisać.



Studio Aalto w Tiilimäki, każdy chwiałby tam pracować.



Wejście do prywatnego domu Aalto w Riihitie



Kościół Myyrmäki (arch. Juha Leiviskä, 1984)



Culture Centre (arch. Aalto, 1958)



Pasaż na promie - rozpustni Szwedzi!



Helsinki z promu - odpływamy



Woodland Cemetery (dziedzictwo UNESCO)

środa, 5 listopada 2008

Nordic Architecture study trip to Finland - część opisowa

Nagie fakty są takie:
w poniedziałek 27 października po godzinie 9.00 (jako że niektórzy się spóźnili) spod wydziały architektury wyruszyliśmy dwukondygnacyjnym autokarem w podróż do Finlandii. Mieliśmy wrócić w piątek, ale ja + niektórzy zostaliśmy w Stockholmie na dwa dni. Wróciłam więc do miasta w poniedziałek o 5.45 (czyli przed wschodem słońca, moi drodzy Czytelnicy).

Program naszej wycieczki:

Poniedziałek
09.00 wyjeżdżamy spod wydziału
12.00 lunch w Örebro + wizyta w Citizens’ Centre (arch. Erik and Tore Ahlsén, 1966)
18.00 ustawiamy się w kolejce na prom na terminal w Stockholmie (Silja/Tallink)
19.15 prom, z nami na pokładzie, wyrusza z Värtahamnen Stockholm

Wtorek
07.00 wpływamy do Turku/Åbo
08.00 Kaplica Zmartwychwstania (arch. Erik Bryggman, 1941)
10.00 wizyta w Rauma/Raumo (UNESCO – genialnie zachowane drewniane miasto) + nowa biblioteka (arch. Lahdelma Mahlamäki 2004)
13.00 powrót do Turku + wizyta w kaplicy St Henry (arch. Matti Sanaksenaho, 2005) – nie doszło to do skutku, ponieważ erasmusy z Portugalii spóźniły się ponad 30 minut i nie mieliśmy czasu... a szkoda.
15.00 sanatorium in Paimio/Pemar (arch. Alvar Aalto, 1933)
18.00 triumfalny wjazd do Helsinek

Środa
09.00 start na Senat Square + wycieczka po centrum Helsinek
12.00 lunch w centrum studenckim Dipoli (Otaniemi Campus, Helsinki University of Technology)
12.45 spotykamy Sari Kivimäki, która opowiada nam o Otaniemi Campus
13.30 oprowadzanko po Otaniemi Campus to (School of architecture, auditorium building, main library (all by Aalto) and Sirén chapel)
16.00 wizyta w Kiasma (muzeum sztuki współczesnej, arch. Steven Holl, 1998)

Czwartek
08.30 start na Senat Square
09.00 oprowadzanko po domu prywatnym Aalto w Riihitie i studio Tiilimäki (oddalone od siebie o 900 m)
12.00 Myyrmäki church (arch. Juha Leiviskä, 1984)
14.00 oprowadzanko po Culture Centre (arch. Aalto, 1958)
17.00 prom wypływa z Helsinki/Olympia terminal... imprezujemy

Piątek
09.30 przyjazd do Stockholmu + wizyta w Woodland Cemetery (UNESCO, a jakże)
Potem Clas, nasz nauczyciel, wraca do domu, a my robimy w stolicy Szwecji, co chcemy... czyli pozostajemy studentami architektury i zamiast rozbijać się po pubach i klubach, skaczemy od jednego budynku do drugiego, pstrykając fotki jak szaleni.

Brzmi męcząco? Jeśli jeszcze was nie zadziwiłam, to dodam: w Finlandii jest o godzinę wcześniej niż u nas i u Was, drodzy Czytelnicy. Czyli o 8.30 była 7.30. A o 7.00 była 6.00.

Nachmurzone Helsinki



The Architecture of Hospitals

Jutro wielki dzień, w piątek jeszcze większy, a w sobotę... uh. Wróciłam z tych wakacji zmęczona, a teraz męczę się jeszcze bardziej :D. Jutro mam seminarium literackie, ale książka jest oporna - nie da się czytać, usypia mnie... złośliwość rzeczy martwych i martwych treści.

Ale stopniowo przyzwyczajamy się do siebie, a skoro śpimy razem, jemy razem i w ogóle spędzamy ze sobą sporo czasu, ona powoli objawia mi swą prawdziwą, fascynującą naturę. Teraz, zamiast zasypiać co trzy strony, zasypiam co pięć (bez obrazków).

Oto ona:


Jadłam dziś obiad z Katrin i jej szwedzką współlokatorką. Prawie się pokłóciłyśmy o imigrantów, ale chyba idziemy na basen w przyszłym tygodniu. To pierwszy raz, kiedy widzę, że obywatel szwedzki chce się za mną kłócić na temat, który bezpośrednio nas nie dotyczy; normalnie zostałabym dyplomatycznie zbyta jakąś grzecznościową, obojętną formułką. Dziwy się dzieją - może to dlatego, że święta idą.

wtorek, 4 listopada 2008

Ogłoszenia parafialne

Z działu ogłoszenia parafialne: zdjęcia z Malmo i Kopenhagi są już na moim albumie picasy, aczkolwiek bez opisów, bo nie mam czasu - jestem na Erasmusie - muszę balować :D. Mamy w czwartek seminarium literackie, a w piątek prezentację.

W poniedziałek 27 października wyruszyłam w kolejną podróż: Finlandia. Na weekend zostałam w Stockholmie, w poniedziałek o 6 rano wróciłam do Goteborga.
Postaram się jak najprędzej wrzucić zdjęcia z Finlandii i Stockholmu. Wyczekujcie.

Przedsmak - kaplica Zmartwychwstania.



Oraz Turku o poranku (jak widzicie, pali się latarnia).



Dobrze być wreszcie we własnym łóżku. I dobrze gotować we własnej kuchni. Uh, podróże są męczące... :D.