Otóż w środę wieczorem, czyli kilka godzin po mojej prezentacji, zjawiła się Anna z Barcelony (i przywiozła ze sobą słońce!). Wstyd przyznać, ale moje ciało odmówiło posłuszeństwa i rozbolała mnie głowa na całe 1,5 dnia. To musiał być stres albo syndrom odstawienia kofeiny. Niemniej jednak uskuteczniałyśmy z Anną jakąś aktywność, marną bo marną, ale jednak. Głównie jadłyśmy i czytałyśmy książki.
Oglądałyśmy razem wystawę prac dyplomowych:
Anna i moje plansze:
Fabien ucieka z modelami:
Niektóre modele były przecudowne!
Ivana rozkłada wystawę:
Sirinpat na tle swojej oskiej pracy:
Oglądacze:
Ja + moje plansze:
Anna i moje wielkie uda poczytują:
A potem jedzą:
Byłyśmy też w fish church, ble.
Wszystko jemy na schodach nad kanałem.
Jemy - Luisa, Katrin, Anna:
Mój pokój:
Oczywiście, nadszedł też piąteczek. Wybraliśmy się więc świętować.
Ivana i Alini rozwieszają dekoracje:
Fabien + Aleksandra + kwiaty:
Dziewczyny zachwycały kreacjami:
Kawa!!!
A tak wyglądamy ja i Ivana w środku nocy, wciąż świeże i pachnące:
Wspaniale się bawiłyśmy, ale nie będę wdawać się w szczegóły.
Sobota to oczywiście piękna pogoda i pikniki. Wybraliśmy się na paradę mniejszości etnicznych z najróżniejszych strona świata, głównie Ameryki południowej.
Katrin, Anne, Patrik:
Ja, Anna, Luisa:
Mniejszości etniczne :)
A potem piknik nad jeziorem:
I zostałam jedyną opalającą się dziewczyną, ale to dlatego, że bardzo bardzo chcę zostać gorącą czekoladką:
Niedziela: wyprawa na Archipelago, czyli skaliste wysepki u ujścia rzeki Gota:
Nie można na nich jeździć samochodami:
Oczywiście było słodko i cudownie, pływaliśmy w Bałtyku i zbieraliśmy muszelki:
Nadbałtyckie owce!
Moje bikini na pierwszym planie - ja pławiłam się w wodzie wcześniej... i nieco odważniej niż inni :)
Na koniec wielki kanelbulle i kawusia...
I odważne wróbelki zjadające resztki ciasteczek...
Dziewczęta wyjechały w poniedziałek wieczorem, nie mogłam jednak długo odpoczywać, jako że nadszedł czas wielkich zmian i reorganizacji.
W dzień po obronie zostałam zaproszona do White Arkitekter na rozmowę kwalifikacyjną, więc od wtorku rano musiałam zacząć się denerwować czwartkowym spotkaniem. Wypytywałam wszystkich dostępnych i życzliwych mi ludzi, w co się ubrać (w Szwecji wszyscy noszą się bardzo nieoficjalnie, wygodnie i lansersko, ale pewne drobne znaki na ubraniu wskazują, że jesteś ubrany formalnie i elegancko - no i teraz pytanie: jakie to znaki?). Zawzięcie robiłam portfolio i malowałam paznokcie. Popsuła się drukarka, więc denerwowałam się jeszcze bardziej. Itd.
W każdym razie po rozmowie nagrodziłam się wielką ilością kofeiny za dzielność i odwagę (co jest niebagatelną nagrodą, bo po obronie postanowiłam odstawić kawę na kilka... naście dni, co jest bardzo trudne i ciężko to znieść), a potem wróciłam do domu wyprowadzać się z mieszkania. Umowa z SGS na akademik kończyła się 31. maja o 15.30 :) , więc trzeba się było streszczać. Ivana pomogła mi przetransportować graty do Ali, u której zostaję na dwa tygodnie. Ala jak na razie jest w Helsinkach i świetnie się bawi, ja nie ogarniam tu bałaganu, no i chyba wyskoczyły korki, więc nie działają gniazdka... hm.
Dziś zaliczyłam też wystawę Warhola i Bacona w muzeum miejskim, afterwork z Maciejem W. i taka pełna wrażeń postanowiłam wrzucić jakieś posty na bloga, żeby wszyscy moi czytelnicy mogli zobaczyć, jak cudownie mi się wiedzie i jakie słodkie jest magisterskie życie.
Aha, no i wczoraj dostałam pierwsze poważne zlecenie na willę w pięknej okolicy - zaprojektowałam Ivanie szalony dom w Simsach!