piątek, 1 czerwca 2012

I co było po obronie

Właśnie, bo to co było potem jest bardzo istotne.

Otóż w środę wieczorem, czyli kilka godzin po mojej prezentacji, zjawiła się Anna z Barcelony (i przywiozła ze sobą słońce!). Wstyd przyznać, ale moje ciało odmówiło posłuszeństwa i rozbolała mnie głowa na całe 1,5 dnia. To musiał być stres albo syndrom odstawienia kofeiny. Niemniej jednak uskuteczniałyśmy z Anną jakąś aktywność, marną bo marną, ale jednak. Głównie jadłyśmy i czytałyśmy książki.

Oglądałyśmy razem wystawę prac dyplomowych:


Anna i moje plansze:


Fabien ucieka z modelami:


Niektóre modele były przecudowne!


Ivana rozkłada wystawę:


Sirinpat na tle swojej oskiej pracy:


Oglądacze:


Ja + moje plansze:


Anna i moje wielkie uda poczytują:


A potem jedzą:


Byłyśmy też w fish church, ble.


Wszystko jemy na schodach nad kanałem.


Potem przyjechały Luisa, Katrin, Anne i Patrik.
Jemy - Luisa, Katrin, Anna:


Mój pokój:


Oczywiście, nadszedł też piąteczek. Wybraliśmy się więc świętować.

Ivana i Alini rozwieszają dekoracje:


Fabien + Aleksandra + kwiaty:
 
 

Dziewczyny zachwycały kreacjami:



Kawa!!!


A tak wyglądamy ja i Ivana w środku nocy, wciąż świeże i pachnące:

 

Wspaniale się bawiłyśmy, ale nie będę wdawać się w szczegóły.

Sobota to oczywiście piękna pogoda i pikniki. Wybraliśmy się na paradę mniejszości etnicznych z najróżniejszych strona świata, głównie Ameryki południowej.

Katrin, Anne, Patrik:


Ja, Anna, Luisa:


Mniejszości etniczne :) 


A potem piknik nad jeziorem:


I zostałam jedyną opalającą się dziewczyną, ale to dlatego, że bardzo bardzo chcę zostać gorącą czekoladką:


Niedziela: wyprawa na Archipelago, czyli skaliste wysepki u ujścia rzeki Gota:


Nie można na nich jeździć samochodami: 


Oczywiście było słodko i cudownie, pływaliśmy w Bałtyku i zbieraliśmy muszelki:



Nadbałtyckie owce!



Moje bikini na pierwszym planie - ja pławiłam się w wodzie wcześniej... i nieco odważniej niż inni :)


Na koniec wielki kanelbulle i kawusia...


I odważne wróbelki zjadające resztki ciasteczek...


Dziewczęta wyjechały w poniedziałek wieczorem, nie mogłam jednak długo odpoczywać, jako że nadszedł czas wielkich zmian i reorganizacji.
W dzień po obronie zostałam zaproszona do White Arkitekter na rozmowę kwalifikacyjną, więc od wtorku rano musiałam zacząć się denerwować czwartkowym spotkaniem. Wypytywałam wszystkich dostępnych i życzliwych mi ludzi, w co się ubrać (w Szwecji wszyscy noszą się bardzo nieoficjalnie, wygodnie i lansersko, ale pewne drobne znaki na ubraniu wskazują, że jesteś ubrany formalnie i elegancko - no i teraz pytanie: jakie to znaki?). Zawzięcie robiłam portfolio i malowałam paznokcie. Popsuła się drukarka, więc denerwowałam się jeszcze bardziej. Itd.
W każdym razie po rozmowie nagrodziłam się wielką ilością kofeiny za dzielność i odwagę (co jest niebagatelną nagrodą, bo po obronie postanowiłam odstawić kawę na kilka... naście dni, co jest bardzo trudne i ciężko to znieść), a potem wróciłam do domu wyprowadzać się z mieszkania. Umowa z SGS na akademik kończyła się 31. maja o 15.30 :) , więc trzeba się było streszczać. Ivana pomogła mi przetransportować graty do Ali, u której zostaję na dwa tygodnie. Ala jak na razie jest w Helsinkach i świetnie się bawi, ja nie ogarniam tu bałaganu, no i chyba wyskoczyły korki, więc nie działają gniazdka... hm.
Dziś zaliczyłam też wystawę Warhola i Bacona w muzeum miejskim, afterwork z Maciejem W. i taka pełna wrażeń postanowiłam wrzucić jakieś posty na bloga, żeby wszyscy moi czytelnicy mogli zobaczyć, jak cudownie mi się wiedzie i jakie słodkie jest magisterskie życie.
Aha, no i wczoraj dostałam pierwsze poważne zlecenie na willę w pięknej okolicy - zaprojektowałam Ivanie szalony dom w Simsach!

Tak zwana obrona

Pragnę sprostować pewne niedomówienia, które sama nie-domówiłam. Okazuje się, że byłam magistrem już 9 maja. Wtedy odbyło się final seminar, po którym usłyszałam, że już zaliczyłam, ale chyba nie mogłam w to uwierzyć i nie zrobiło to na mnie większego wrażania (na mnie w ogóle mało co robi wrażenie?).
Final presentation była 23 maja, wszystko poszło gładko, moim recenzentem został James z Londynu, 20 minut prezentacji, 20 minut krytyki, wszystko pięknie.

Ivana robiła mi zdjęcia, więc mogę je zamieścić.


Zdaje się, że na dwóch ostatnich odpowiadam gestami na pytania Jamesa. 



poniedziałek, 21 maja 2012

Jak właściwie skończyła się ta historia z projektem dyplomowym?

Postanowiłam także odpowiedzieć na zapytanie w tytule. Niektórzy na pewno się zastanawiają, o czym właściwie była moja praca dyplomowa... właściwie, o czym JEST, bo jest jeszcze przez jakieś 1,5 dnia... no więc, co ja właściwie tu robiłam, i oczywiście, czy ktoś to zbuduje.

Nie, nikt tego nie zbuduje.

Ale załączam kilka ślicznych ilustracji. Weseli ludzie i radosne psiaki na renderach mówią wszystko - to jest zajebisty projekt :)

To białe utkane jakby z mgły cudo to mój projekt:


Tak wygląda z poziomu ulicy od wschodu:


A tak od zachodu:

 

Widok z placu przed głównym wejściem na teren szpitala i uniwersytetu:


Wnętrza: 




A oto smutne rendery sprzed tygodnia - bez ludzi, psów i kwiatków:



Muszę wyznać, że bardzo dobrze się bawiłam :) Architektura to chyba najzabawniejszy kierunek świata!

Gdzie i z kim

Jak zapewniają mnie niektórzy, mój blog wciąż ma czytelników.
Z tej okazji postanowiłam zaszaleć i pokazać gdzie i z kim spędzam ostatnio 90% swego czasu (w stanie świadomości, tj. nie licząc spania).

Najpierw: GDZIE
Nasze biuro na piątym piętrze - urzędujemy tu w piątkę: Aleksandra, Ivana, Sana, Shadi i ja:


Moje biurko + mój boski laptop + mój lunch + przystojni chłopcy z katalogu H&Mu:

  

Teraz: Z KIM

Kawa +  nasz wierny towarzysz Ryan :


Mój model (jeszcze w kawałkach):


Oto Aleksandra, Fabien i Sana znęcający się nad modelem:


Sana i Fabien:


Sana i Aleksandra przy pracy:


Ivana pozuje nad moim modelem:


Nirinjan nawet nie oderwał się od pracy, kiedy robiłam muz zdjęcie.


Jak widzicie, mamy co robić i mamy z kim. Dobrze się bawimy, przyswajamy dużo kofeiny i słuchy szybkiej rytmicznej muzyki. Z Polski dochodzą niepokojące wieści o bezrobotnych kobietach inżynierkach, ale my się tym nie przejmujemy, bo to i tak nic nie da.
W środę koniec i nawet nieco mi żal, ale szybko o tym zapomnę, bo przyjeżdżają dziewczyny z Niemiec i Barcelony, a kolejne 3 tygodnie będą wielką szaloną imprezą.