wtorek, 27 stycznia 2009

Jeśli Rzesza mnie potrzebuje...

...wracam do pisania raportów.

1. W punkcie pierwszym - o tym, jak trudno być blond trzeźwą dziewczyną w sobotę wieczorem.
Postanowiłam się socjalizować, kolektywizować, itp., w skrócie - poszłyśmy do klubu. Impreza zaczynała się o 11. Światło trochę przygasło, przy barze zaroiło się od szwedzkiej młodzieży, a na parkiecie pustki. Po jakimś czasie szwedzka młodzież wyczłapała na parkiet ze szklankami w dłoniach (kolorowe drinki i piwo, piwo, piwo) i zaczęła się smętnie kołysać. W tym momencie dołączyłyśmy. Szwedzka młodzież lekko na rauszu patrzyła na nas dziwnie, bo - nie wiem - może nie wypada bez szklanki się bawić.
Z czasem, wymieniając szklanki raz po raz, szwedzka młodzież rozszalała się, parkiet zaczął lepić się od piwa, rozlewanego na wszystkich i wszystko, zrobiło się trochę jak na koncercie Kultu, tylko bardziej mokro, można było dostać z łokcia, a już na pewno zostać podeptanym.
Szwedzkie dziewczęta zaczęły podwijać swoje krótkie spódniczki, szwedzcy chłopcy zaczęli całować szwedzkie dziewczęta i siebie nawzajem.
No i musiałyśmy wyjść przed 2, bo jednak szwedzcy chłopcy robią się bardzo zaczepni i chcą być blisko dziewcząt. Może się wydawać, że to miło jak jakiś blond przystojniak chce z tobą tańczyć (jak to chyba określił mój ulubiony /stały?/ czytelnik), ale... kiedy trzech całkiem pijaniusieńkich gości zaczyna ordynarnie obmacywać, znaczy, że trzeba wychodzić. Dziewczynki zawsze mają gorzej.
Byłam nieco zła.

2. O tym, jak trudno projektować domki dla staruszków.
Czyli: dostałam 4 z projektu, którym tak bardzo się podniecałam. Anna jest zła, ja jestem zła. Już nie lubię Szwecji. I co to za bzdura, że na erasmusie można nic nie robić i mieć same 5? U nas w grupie tylko Szwedzi mają 5.
Moja ambicja cierpi, musiałam dziś udobruchać ją sukienką w groszki. Bardzo krótką. Mogę iść w niej do klubu, upić się i podwinąć ją. To będzie w takim szwedzkim stajlu.

3. O tym, że będzie wiecej lakrisu...
Jak wszyscy wiemy, lakris to skandynawska metoda na odpady z gumy. Moja opona zasili produkcję tego przysmaku. Życie i okoliczności zmuszają mnie do zakupu nowej.

4. O pogodzie.
Pogoda jest jak zawsze, nie ma słońca, same chmury i zawsze szaro. Tu nigdy nic się nie zmienia.

5. O moich nowych współlokatorach.
Mam dwójkę nowych współlokatorów. To Szwed Frederic, bardzo spokojny, cichy, z kompletem własnych (cudnych) garnków oraz Hiszpanka Myrta, grająca na flecie, również z kompletem własnych narządów kuchennych.
Przy okazji wspomnę, że ktoś skradł mi mój ulubiony kubek z Duki, zeżarł ketchup i zużył szampon. Oczywiście podejrzewam Antoniego, z którym dzieliłam łazienkę i lodówkę. Wyjechał do Helsinek.

6. O tym, jak zapragnęłyśmy się ukulturalnić.
Poszłyśmy na Mery Poppins, wystawianej w tutejszej operze. Nic nie zrozumiałam, ale podobała mi się scenografia. Doszłam do wniosku, że nie lubię musicali.

7. O tym, jak powoli staję się mistrzynią gotowania.
Nie potraficie sobie wyobrazić, ile istnieje makaronowych kombinacji dających się przygotować w mniej niż 30 minut. Odkrywam uroki szparagów, krewetek, łososi, a już nie mogę się doczekać kremów z brokułów, groszków, cieciorek, kalafiorów, brukselek, pieczarek... Może nie nauczę się tu projektować domów dla staruszków, ale będę umiała ugotować sobie obiad.
Dziś pieczemy z Katrin tradycyjne szwedzkie ciasto czekoladowe.

sobota, 17 stycznia 2009

Czym oddychają Szwedzi

Po pierwsze - w Szwecji jest zima, kiedy jedziemy z Anną na rowerze, ona śpiewa I feel it in my fingers, I feel it in my toes, winter is all aroud me... itd, bo rzeczywiście jest jakieś minus jeden, a do tego wilgotnawy wiatr 30 km/h. Kiedy zjeżdżamy z górki, skarży się, że boli ją gardło, bo nie umie oddychać tylko nosem. Wnioskuję, że ludzie północy, do których się w tym momencie zaliczę, od maleńkości przyuczają się do oddychania nosem, jak katalońskie dzieci uczą się trzepać jajko na omlet - wchodzi to w zakres umiejętności koniecznych do przetrwania w danym klimacie, w danym kręgu kulturowym, w określonej społeczności (nie wiem, czy to prawda, ale podobno trzepanie jajka jest jedną z pierwszych rzeczy, których katalońskie dziecko uczy się po wejściu do kuchni).

Jest więc nieco chłodno, ale Szwedki nie rezygnują z krótkich spódniczek, cienkich rajstopek, lekkich pepegów. Tak, jest minus jeden do minus trzech, a one chodzą w takich trampeczkach, w jakich polskie dzieci pomykają po drewnianych parkietach szkół podstawowych.

Po drugie. Już po naszej prezentacji. Oddałyśmy więc projekt, aczkolwiek dano nam jeszcze dwa tygodnie na poprawienie go i ponowne oddanie. To nasz model:



Po kolejne. Nie wiem, czy widzieliście mój pokój po remoncie w pełnej krasie. Jest trochę bałaganu.

To część łóżkowa:



To moje biureczko pod oknem:



Jak widzicie, wszystko jest zmrożone szwedzkim światłem, bo chociaż jest południe słonecznego i prawie bezchmurnego dnia (tj mniej niż 70% zachmurzenia...), wszystko jest szaro-niebieskawe w odcieniu. To są właśnie te qualities of nordic light, którymi tak się podniecał nasz profesor od Nordic Architecture. Pozdro dla wszystkich grzanych słońcem w cieplejszych barwach.

środa, 14 stycznia 2009

To jest aż nudne

... bo znów cały dzień spędzamy w studio, z przerwą na lunch, siedzimy sobie od rana i posiedzimy jeszcze. Jutro o 9 mamy prezentację i do 16.30 obserwujemy prezentacje innych grup, to samo w piątek.

Jest 16, a ja już strasznie się zmęczyłam. Odzwyczaiłam się od jakiejkolwiek pracy.

Niektórzy czytelnicy jeszcze nie wiedzą, że po Świętach udałam się z Jankiem na biegówki pod namiot w Gorce i mocno się zintegrowaliśmy. Mamy nawet zdjęcia na moim albumie picasy.

Tymczasem postarzałam się też straszliwie i mam już 23 lata. Od Anny, Anne i Katrin dostałam własnej roboty kalendarzyk kieszonkowy, kupon na bilet na Mery Poppins (i idziemy next week)oraz niemieckiego e-booka (Der Kleine Prinz). Moje prezenty dla nich wciąż leżą w mojej rozbebeszonej walizce, przez którą skakałam dziś rano, bo jestem leniwa i nie chciało mi się poukładać rzeczy na półkach i w szafkach. Wyjęłam tylko ptasie mleczko.

Z pozdrowieniami dla tych, którzy są młodzi i porządni. (Anna śpiewa I'm dreaming of a hot pizza... na melodię I'm dreaming of a white christmas - czas na obiad).

wtorek, 13 stycznia 2009

Back in Goteborg

Tym razem udało mi się dotrzeć do Goteborga. Od jutra zaczynam normalne życie, ale plan na dziś to:

- sprawdzenie lodówki (zrobione - ktoś zajął moje półki - czuję się bezdomna)

- zjeść coś (częściowo zrobione - mak, tabliczka czekolady, prince polo, jest mi jakoś mdło, ale to chyba nie koniec)

- zakupy (... ale mi się nie chce)

- film (o ile nie usnę, podróże są takie męczące!)

- albo książka (j.w.)

Czuję się samotna i bezdomna. Temperatura 7 stopni, nie jest mi przynajmniej zimno.