Dobrze, jeśli to koniec zimy. W środę było wiosennie, w czwartek śnieżyca, w piątek śnieg topnieje, w sobotę nie wiem, bo spałam, dziś wiosna.
Pachnie wszystko i światła więcej, budzi się duch w narodzie.
Skończyłam dwa przedmioty, tj. zarządzanie i konserwację, i teraz przez trzy tygodnie został mi do zrobienie projekt. Czyli będę miała więcej czasu i ochoty na wszystko.
Do świąt jeszcze tylko trzy tygodnie. Ha. Tymczasem planujemy wycieczki rowerowe i do Oslo :P. Zwiedziłam już Stockholm, Kopenhagę, Helsinki; Oslo będzie ostatnie. A Rejkjavik... też kiedyś.
niedziela, 15 marca 2009
poniedziałek, 16 lutego 2009
Aby nie popaść w depresję...
Szwedzi są bardzo aktywni, wszyscy od pisklaków, które ledwo co nauczyły się chodzić, do dziarskich staruszków hasają, biegają, spacerują. Kiedy jezioro zamarza, wszyscy jeżdżą na łyżwach. Kiedy odmarza, kajakują. Kiedy robi się ciepło, pływają. Wszyscy joggingują, mają karnety na siłownie, a popołudniami nie można wcisnąć się do basenu, bo woda przypomina zupę z ludzkich ciał.
Istnieje teoria, że powodem jest ciągły brak słońca: przetlenienie mózgu profilaktyką przeciwdepresyjną. Mój mózg nie ma szans się przetlenić, bo od kiedy wyjechał Janek, spędzam w szkole jakieś 10 godzin dziennie. Po pierwsze - po co mam wracać do domu, po drugie - mamy warsztaty z projektowania.
Ale w weekend znów grałyśmy w badmintona, byłam biegać, a w niedzielę poszłyśmy na trzygodzinny spacer (w poszukiwaniu pewnego jeziora).
Nasz International Dinner, tej niedzieli lunch, pod hasłami: giggling, sad, sweet. Wynalazek Katrin, ja i Anna w roli podkuchennych.

Rezultat naszych działań (było pyszne!):

I deser... :P

Po tym obżarstwie trzeba było udać się na spacer. Oto nasze znalezione jezioro. Luiza tańczy na lodzie. Zwróćcie proszę uwagę, Drodzy Czytelnicy, na tradycyjnie niepowtarzalne qualities of Nodic light. Doprawdy, w tym kraju nigdy nie zdarza się zachmurzenie mniejsze niż 70%.

Niektórzy mogą sobie zwiedzać tysiącletnie ruiny, patrzeć na przeciekające Panteony, smyrać wielgachne marmurowe stopy cesarzy rzymskich. Wcale im nie zazdrościmy. My tu na północy wolimy proste rozrywki. Ślizgawka.

Już po spacerze. Co robią studentki architektury na skraju pola golfowego? Zbierają zardzewiałe blachy na modele.
Istnieje teoria, że powodem jest ciągły brak słońca: przetlenienie mózgu profilaktyką przeciwdepresyjną. Mój mózg nie ma szans się przetlenić, bo od kiedy wyjechał Janek, spędzam w szkole jakieś 10 godzin dziennie. Po pierwsze - po co mam wracać do domu, po drugie - mamy warsztaty z projektowania.
Ale w weekend znów grałyśmy w badmintona, byłam biegać, a w niedzielę poszłyśmy na trzygodzinny spacer (w poszukiwaniu pewnego jeziora).
Nasz International Dinner, tej niedzieli lunch, pod hasłami: giggling, sad, sweet. Wynalazek Katrin, ja i Anna w roli podkuchennych.

Rezultat naszych działań (było pyszne!):

I deser... :P

Po tym obżarstwie trzeba było udać się na spacer. Oto nasze znalezione jezioro. Luiza tańczy na lodzie. Zwróćcie proszę uwagę, Drodzy Czytelnicy, na tradycyjnie niepowtarzalne qualities of Nodic light. Doprawdy, w tym kraju nigdy nie zdarza się zachmurzenie mniejsze niż 70%.

Niektórzy mogą sobie zwiedzać tysiącletnie ruiny, patrzeć na przeciekające Panteony, smyrać wielgachne marmurowe stopy cesarzy rzymskich. Wcale im nie zazdrościmy. My tu na północy wolimy proste rozrywki. Ślizgawka.

Już po spacerze. Co robią studentki architektury na skraju pola golfowego? Zbierają zardzewiałe blachy na modele.

czwartek, 5 lutego 2009
Czas!
Dziś przylatuje Janek + ptasie mleczko + śliwki w czekoladzie, więc najprawdopodobniej nie napiszę nic w nadchodzącym tygodniu.
Ale spróbuję podsumować wydarzenia ostatnich dni.
Piątek
Spotkałam się z moją grupą na zarządzanie i rozpoczęliśmy działania. Zwiedziliśmy kampus, zrobiliśmy site study, napisaliśmy mnóstwo nonatek.
Sobota
Grałyśmy w badmintona, poszłam pobiegać z Anną, pogoda była piękna. Po południu dłubałam.
Niedziela
Dłubałam. O 15 spotkałyśmy się na jedzenie słodkości. Anna zaserwowała gorącą czekoladę z bita śmietaną i rurkami z ciasta, jakiś twardy hiszpański przysmak oraz szwedzkie bułeczki wypełnione marcepanem i bitą śmietaną (wyglądają jak ptysie). Po tym wszystkim miałyśmy iść do Annedalskyrkan na mszę i koncert (ponieważ robimy projekt z konserwacji w tym kościele i chciałyśmy zobaczyć, jak wykorzystywana jest ta przestrzeń obecnie). Ale zrezygnowałam z tej wyprawy i położyłam się spać.
Poniedziałek
Mieliśmy warsztaty o kreatywności, od 9 do 18. Potem robiłam z Katrin model naszej działki, więc wróciłam do akademika dość późno. Ale za to w bardzo dobrym humorze.
Wtorek
Kolejne warsztaty, tym razem z naszą działką. Znów wróciłam późno, znów w dobrym humorze.
Środa
Wróciłam późno i w złym humorze.
Dziś
:D w zajebistym humorze.
Spadł śnieg. Biała powłoczka utrzymywała się do dziś rana.
Ale spróbuję podsumować wydarzenia ostatnich dni.
Piątek
Spotkałam się z moją grupą na zarządzanie i rozpoczęliśmy działania. Zwiedziliśmy kampus, zrobiliśmy site study, napisaliśmy mnóstwo nonatek.
Sobota
Grałyśmy w badmintona, poszłam pobiegać z Anną, pogoda była piękna. Po południu dłubałam.
Niedziela
Dłubałam. O 15 spotkałyśmy się na jedzenie słodkości. Anna zaserwowała gorącą czekoladę z bita śmietaną i rurkami z ciasta, jakiś twardy hiszpański przysmak oraz szwedzkie bułeczki wypełnione marcepanem i bitą śmietaną (wyglądają jak ptysie). Po tym wszystkim miałyśmy iść do Annedalskyrkan na mszę i koncert (ponieważ robimy projekt z konserwacji w tym kościele i chciałyśmy zobaczyć, jak wykorzystywana jest ta przestrzeń obecnie). Ale zrezygnowałam z tej wyprawy i położyłam się spać.
Poniedziałek
Mieliśmy warsztaty o kreatywności, od 9 do 18. Potem robiłam z Katrin model naszej działki, więc wróciłam do akademika dość późno. Ale za to w bardzo dobrym humorze.
Wtorek
Kolejne warsztaty, tym razem z naszą działką. Znów wróciłam późno, znów w dobrym humorze.
Środa
Wróciłam późno i w złym humorze.
Dziś
:D w zajebistym humorze.
Spadł śnieg. Biała powłoczka utrzymywała się do dziś rana.
wtorek, 27 stycznia 2009
Jeśli Rzesza mnie potrzebuje...
...wracam do pisania raportów.
1. W punkcie pierwszym - o tym, jak trudno być blond trzeźwą dziewczyną w sobotę wieczorem.
Postanowiłam się socjalizować, kolektywizować, itp., w skrócie - poszłyśmy do klubu. Impreza zaczynała się o 11. Światło trochę przygasło, przy barze zaroiło się od szwedzkiej młodzieży, a na parkiecie pustki. Po jakimś czasie szwedzka młodzież wyczłapała na parkiet ze szklankami w dłoniach (kolorowe drinki i piwo, piwo, piwo) i zaczęła się smętnie kołysać. W tym momencie dołączyłyśmy. Szwedzka młodzież lekko na rauszu patrzyła na nas dziwnie, bo - nie wiem - może nie wypada bez szklanki się bawić.
Z czasem, wymieniając szklanki raz po raz, szwedzka młodzież rozszalała się, parkiet zaczął lepić się od piwa, rozlewanego na wszystkich i wszystko, zrobiło się trochę jak na koncercie Kultu, tylko bardziej mokro, można było dostać z łokcia, a już na pewno zostać podeptanym.
Szwedzkie dziewczęta zaczęły podwijać swoje krótkie spódniczki, szwedzcy chłopcy zaczęli całować szwedzkie dziewczęta i siebie nawzajem.
No i musiałyśmy wyjść przed 2, bo jednak szwedzcy chłopcy robią się bardzo zaczepni i chcą być blisko dziewcząt. Może się wydawać, że to miło jak jakiś blond przystojniak chce z tobą tańczyć (jak to chyba określił mój ulubiony /stały?/ czytelnik), ale... kiedy trzech całkiem pijaniusieńkich gości zaczyna ordynarnie obmacywać, znaczy, że trzeba wychodzić. Dziewczynki zawsze mają gorzej.
Byłam nieco zła.
2. O tym, jak trudno projektować domki dla staruszków.
Czyli: dostałam 4 z projektu, którym tak bardzo się podniecałam. Anna jest zła, ja jestem zła. Już nie lubię Szwecji. I co to za bzdura, że na erasmusie można nic nie robić i mieć same 5? U nas w grupie tylko Szwedzi mają 5.
Moja ambicja cierpi, musiałam dziś udobruchać ją sukienką w groszki. Bardzo krótką. Mogę iść w niej do klubu, upić się i podwinąć ją. To będzie w takim szwedzkim stajlu.
3. O tym, że będzie wiecej lakrisu...
Jak wszyscy wiemy, lakris to skandynawska metoda na odpady z gumy. Moja opona zasili produkcję tego przysmaku. Życie i okoliczności zmuszają mnie do zakupu nowej.
4. O pogodzie.
Pogoda jest jak zawsze, nie ma słońca, same chmury i zawsze szaro. Tu nigdy nic się nie zmienia.
5. O moich nowych współlokatorach.
Mam dwójkę nowych współlokatorów. To Szwed Frederic, bardzo spokojny, cichy, z kompletem własnych (cudnych) garnków oraz Hiszpanka Myrta, grająca na flecie, również z kompletem własnych narządów kuchennych.
Przy okazji wspomnę, że ktoś skradł mi mój ulubiony kubek z Duki, zeżarł ketchup i zużył szampon. Oczywiście podejrzewam Antoniego, z którym dzieliłam łazienkę i lodówkę. Wyjechał do Helsinek.
6. O tym, jak zapragnęłyśmy się ukulturalnić.
Poszłyśmy na Mery Poppins, wystawianej w tutejszej operze. Nic nie zrozumiałam, ale podobała mi się scenografia. Doszłam do wniosku, że nie lubię musicali.
7. O tym, jak powoli staję się mistrzynią gotowania.
Nie potraficie sobie wyobrazić, ile istnieje makaronowych kombinacji dających się przygotować w mniej niż 30 minut. Odkrywam uroki szparagów, krewetek, łososi, a już nie mogę się doczekać kremów z brokułów, groszków, cieciorek, kalafiorów, brukselek, pieczarek... Może nie nauczę się tu projektować domów dla staruszków, ale będę umiała ugotować sobie obiad.
Dziś pieczemy z Katrin tradycyjne szwedzkie ciasto czekoladowe.
1. W punkcie pierwszym - o tym, jak trudno być blond trzeźwą dziewczyną w sobotę wieczorem.
Postanowiłam się socjalizować, kolektywizować, itp., w skrócie - poszłyśmy do klubu. Impreza zaczynała się o 11. Światło trochę przygasło, przy barze zaroiło się od szwedzkiej młodzieży, a na parkiecie pustki. Po jakimś czasie szwedzka młodzież wyczłapała na parkiet ze szklankami w dłoniach (kolorowe drinki i piwo, piwo, piwo) i zaczęła się smętnie kołysać. W tym momencie dołączyłyśmy. Szwedzka młodzież lekko na rauszu patrzyła na nas dziwnie, bo - nie wiem - może nie wypada bez szklanki się bawić.
Z czasem, wymieniając szklanki raz po raz, szwedzka młodzież rozszalała się, parkiet zaczął lepić się od piwa, rozlewanego na wszystkich i wszystko, zrobiło się trochę jak na koncercie Kultu, tylko bardziej mokro, można było dostać z łokcia, a już na pewno zostać podeptanym.
Szwedzkie dziewczęta zaczęły podwijać swoje krótkie spódniczki, szwedzcy chłopcy zaczęli całować szwedzkie dziewczęta i siebie nawzajem.
No i musiałyśmy wyjść przed 2, bo jednak szwedzcy chłopcy robią się bardzo zaczepni i chcą być blisko dziewcząt. Może się wydawać, że to miło jak jakiś blond przystojniak chce z tobą tańczyć (jak to chyba określił mój ulubiony /stały?/ czytelnik), ale... kiedy trzech całkiem pijaniusieńkich gości zaczyna ordynarnie obmacywać, znaczy, że trzeba wychodzić. Dziewczynki zawsze mają gorzej.
Byłam nieco zła.
2. O tym, jak trudno projektować domki dla staruszków.
Czyli: dostałam 4 z projektu, którym tak bardzo się podniecałam. Anna jest zła, ja jestem zła. Już nie lubię Szwecji. I co to za bzdura, że na erasmusie można nic nie robić i mieć same 5? U nas w grupie tylko Szwedzi mają 5.
Moja ambicja cierpi, musiałam dziś udobruchać ją sukienką w groszki. Bardzo krótką. Mogę iść w niej do klubu, upić się i podwinąć ją. To będzie w takim szwedzkim stajlu.
3. O tym, że będzie wiecej lakrisu...
Jak wszyscy wiemy, lakris to skandynawska metoda na odpady z gumy. Moja opona zasili produkcję tego przysmaku. Życie i okoliczności zmuszają mnie do zakupu nowej.
4. O pogodzie.
Pogoda jest jak zawsze, nie ma słońca, same chmury i zawsze szaro. Tu nigdy nic się nie zmienia.
5. O moich nowych współlokatorach.
Mam dwójkę nowych współlokatorów. To Szwed Frederic, bardzo spokojny, cichy, z kompletem własnych (cudnych) garnków oraz Hiszpanka Myrta, grająca na flecie, również z kompletem własnych narządów kuchennych.
Przy okazji wspomnę, że ktoś skradł mi mój ulubiony kubek z Duki, zeżarł ketchup i zużył szampon. Oczywiście podejrzewam Antoniego, z którym dzieliłam łazienkę i lodówkę. Wyjechał do Helsinek.
6. O tym, jak zapragnęłyśmy się ukulturalnić.
Poszłyśmy na Mery Poppins, wystawianej w tutejszej operze. Nic nie zrozumiałam, ale podobała mi się scenografia. Doszłam do wniosku, że nie lubię musicali.
7. O tym, jak powoli staję się mistrzynią gotowania.
Nie potraficie sobie wyobrazić, ile istnieje makaronowych kombinacji dających się przygotować w mniej niż 30 minut. Odkrywam uroki szparagów, krewetek, łososi, a już nie mogę się doczekać kremów z brokułów, groszków, cieciorek, kalafiorów, brukselek, pieczarek... Może nie nauczę się tu projektować domów dla staruszków, ale będę umiała ugotować sobie obiad.
Dziś pieczemy z Katrin tradycyjne szwedzkie ciasto czekoladowe.
sobota, 17 stycznia 2009
Czym oddychają Szwedzi
Po pierwsze - w Szwecji jest zima, kiedy jedziemy z Anną na rowerze, ona śpiewa I feel it in my fingers, I feel it in my toes, winter is all aroud me... itd, bo rzeczywiście jest jakieś minus jeden, a do tego wilgotnawy wiatr 30 km/h. Kiedy zjeżdżamy z górki, skarży się, że boli ją gardło, bo nie umie oddychać tylko nosem. Wnioskuję, że ludzie północy, do których się w tym momencie zaliczę, od maleńkości przyuczają się do oddychania nosem, jak katalońskie dzieci uczą się trzepać jajko na omlet - wchodzi to w zakres umiejętności koniecznych do przetrwania w danym klimacie, w danym kręgu kulturowym, w określonej społeczności (nie wiem, czy to prawda, ale podobno trzepanie jajka jest jedną z pierwszych rzeczy, których katalońskie dziecko uczy się po wejściu do kuchni).
Jest więc nieco chłodno, ale Szwedki nie rezygnują z krótkich spódniczek, cienkich rajstopek, lekkich pepegów. Tak, jest minus jeden do minus trzech, a one chodzą w takich trampeczkach, w jakich polskie dzieci pomykają po drewnianych parkietach szkół podstawowych.
Po drugie. Już po naszej prezentacji. Oddałyśmy więc projekt, aczkolwiek dano nam jeszcze dwa tygodnie na poprawienie go i ponowne oddanie. To nasz model:

Po kolejne. Nie wiem, czy widzieliście mój pokój po remoncie w pełnej krasie. Jest trochę bałaganu.
To część łóżkowa:

To moje biureczko pod oknem:

Jak widzicie, wszystko jest zmrożone szwedzkim światłem, bo chociaż jest południe słonecznego i prawie bezchmurnego dnia (tj mniej niż 70% zachmurzenia...), wszystko jest szaro-niebieskawe w odcieniu. To są właśnie te qualities of nordic light, którymi tak się podniecał nasz profesor od Nordic Architecture. Pozdro dla wszystkich grzanych słońcem w cieplejszych barwach.
Jest więc nieco chłodno, ale Szwedki nie rezygnują z krótkich spódniczek, cienkich rajstopek, lekkich pepegów. Tak, jest minus jeden do minus trzech, a one chodzą w takich trampeczkach, w jakich polskie dzieci pomykają po drewnianych parkietach szkół podstawowych.
Po drugie. Już po naszej prezentacji. Oddałyśmy więc projekt, aczkolwiek dano nam jeszcze dwa tygodnie na poprawienie go i ponowne oddanie. To nasz model:

Po kolejne. Nie wiem, czy widzieliście mój pokój po remoncie w pełnej krasie. Jest trochę bałaganu.
To część łóżkowa:

To moje biureczko pod oknem:

Jak widzicie, wszystko jest zmrożone szwedzkim światłem, bo chociaż jest południe słonecznego i prawie bezchmurnego dnia (tj mniej niż 70% zachmurzenia...), wszystko jest szaro-niebieskawe w odcieniu. To są właśnie te qualities of nordic light, którymi tak się podniecał nasz profesor od Nordic Architecture. Pozdro dla wszystkich grzanych słońcem w cieplejszych barwach.
środa, 14 stycznia 2009
To jest aż nudne
... bo znów cały dzień spędzamy w studio, z przerwą na lunch, siedzimy sobie od rana i posiedzimy jeszcze. Jutro o 9 mamy prezentację i do 16.30 obserwujemy prezentacje innych grup, to samo w piątek.
Jest 16, a ja już strasznie się zmęczyłam. Odzwyczaiłam się od jakiejkolwiek pracy.
Niektórzy czytelnicy jeszcze nie wiedzą, że po Świętach udałam się z Jankiem na biegówki pod namiot w Gorce i mocno się zintegrowaliśmy. Mamy nawet zdjęcia na moim albumie picasy.
Tymczasem postarzałam się też straszliwie i mam już 23 lata. Od Anny, Anne i Katrin dostałam własnej roboty kalendarzyk kieszonkowy, kupon na bilet na Mery Poppins (i idziemy next week)oraz niemieckiego e-booka (Der Kleine Prinz). Moje prezenty dla nich wciąż leżą w mojej rozbebeszonej walizce, przez którą skakałam dziś rano, bo jestem leniwa i nie chciało mi się poukładać rzeczy na półkach i w szafkach. Wyjęłam tylko ptasie mleczko.
Z pozdrowieniami dla tych, którzy są młodzi i porządni. (Anna śpiewa I'm dreaming of a hot pizza... na melodię I'm dreaming of a white christmas - czas na obiad).
Jest 16, a ja już strasznie się zmęczyłam. Odzwyczaiłam się od jakiejkolwiek pracy.
Niektórzy czytelnicy jeszcze nie wiedzą, że po Świętach udałam się z Jankiem na biegówki pod namiot w Gorce i mocno się zintegrowaliśmy. Mamy nawet zdjęcia na moim albumie picasy.
Tymczasem postarzałam się też straszliwie i mam już 23 lata. Od Anny, Anne i Katrin dostałam własnej roboty kalendarzyk kieszonkowy, kupon na bilet na Mery Poppins (i idziemy next week)oraz niemieckiego e-booka (Der Kleine Prinz). Moje prezenty dla nich wciąż leżą w mojej rozbebeszonej walizce, przez którą skakałam dziś rano, bo jestem leniwa i nie chciało mi się poukładać rzeczy na półkach i w szafkach. Wyjęłam tylko ptasie mleczko.
Z pozdrowieniami dla tych, którzy są młodzi i porządni. (Anna śpiewa I'm dreaming of a hot pizza... na melodię I'm dreaming of a white christmas - czas na obiad).
wtorek, 13 stycznia 2009
Back in Goteborg
Tym razem udało mi się dotrzeć do Goteborga. Od jutra zaczynam normalne życie, ale plan na dziś to:
- sprawdzenie lodówki (zrobione - ktoś zajął moje półki - czuję się bezdomna)
- zjeść coś (częściowo zrobione - mak, tabliczka czekolady, prince polo, jest mi jakoś mdło, ale to chyba nie koniec)
- zakupy (... ale mi się nie chce)
- film (o ile nie usnę, podróże są takie męczące!)
- albo książka (j.w.)
Czuję się samotna i bezdomna. Temperatura 7 stopni, nie jest mi przynajmniej zimno.
- sprawdzenie lodówki (zrobione - ktoś zajął moje półki - czuję się bezdomna)
- zjeść coś (częściowo zrobione - mak, tabliczka czekolady, prince polo, jest mi jakoś mdło, ale to chyba nie koniec)
- zakupy (... ale mi się nie chce)
- film (o ile nie usnę, podróże są takie męczące!)
- albo książka (j.w.)
Czuję się samotna i bezdomna. Temperatura 7 stopni, nie jest mi przynajmniej zimno.
Subskrybuj:
Posty (Atom)