
czwartek, 4 grudnia 2008
Co tu się tak naprawdę dzieje
Zamieszczam nieco zdjęć z wydziału.
Tu miejsce wypoczynku, w którym nie wypoczywamy (bo to na trzecim piętrze, a my jesteśmy na pierwszym i nie chce nam się chodzić). Te czarne - to wielkie poduchy. Te białe na czarnym - to króliczki.

Tu jemy lunch - to piwnica.

Tu podgrzewamy lunch - też piwnica.

To my w piwnicy, rozjaśnieni światłem z dziedzińca. Ja jak zwykle w ruchu i w kaloszach.

Tu Anna udaje, że śpi na laptopie. Tak naprawdę bardzo ciężko pracuje. W tle Fransesc i Miquel.

Moje stanowisko pracy. Anna robi miny.

Model naszego osiedla dla staruszków. Mamy zielone dachy (tektura).
Tu miejsce wypoczynku, w którym nie wypoczywamy (bo to na trzecim piętrze, a my jesteśmy na pierwszym i nie chce nam się chodzić). Te czarne - to wielkie poduchy. Te białe na czarnym - to króliczki.

Tu jemy lunch - to piwnica.

Tu podgrzewamy lunch - też piwnica.

To my w piwnicy, rozjaśnieni światłem z dziedzińca. Ja jak zwykle w ruchu i w kaloszach.

Tu Anna udaje, że śpi na laptopie. Tak naprawdę bardzo ciężko pracuje. W tle Fransesc i Miquel.

Moje stanowisko pracy. Anna robi miny.

Model naszego osiedla dla staruszków. Mamy zielone dachy (tektura).

Mistrzyni gotowania
Tak, to właśnie ja. Ponieważ ciągle jem (jadłam!) makaron z warzywami, doszło do tego, że jak sobie coś ugotowałam, nie miałam już na to ochoty i odkładałam do lodówki. W ten sposób schudłam 2 kg. Ale te czasy się skończyły. Anna powiedziała: jeśli nie masz pomysłu, zajrzyj do internetu.
Teraz zamiast klusek z warzywami jem kluski ze smażoną szynką, winogronami i śmietaną. Co za odmiana!
A co dziś na obiad? Kluski śląskie. Zobaczymy.
Pozdro dla wszystkich, którym gotują mamy i babcie! (albo którzy sami umieją gotować lepiej ode mnie)
Teraz zamiast klusek z warzywami jem kluski ze smażoną szynką, winogronami i śmietaną. Co za odmiana!
A co dziś na obiad? Kluski śląskie. Zobaczymy.
Pozdro dla wszystkich, którym gotują mamy i babcie! (albo którzy sami umieją gotować lepiej ode mnie)
sobota, 29 listopada 2008
Czy Szwedzi mówią "nie"?
Zastanawia mnie formuła korekty w Szwecji i Polsce. U nas na wydziale, jak jest źle, to ci powiedzą, że jest fatalnie i nie wracaj z tym albo z tamtym, a jak przyniesiesz za mało, to ci przypomną, że jesteś na uczelni wyższej i wstyd z czymś takim przychodzić. A tu? Nie umiem ich rozgryźć. To tak, jakby zawsze wszystko było wspaniale, ale nie za bardzo wiadomo, co zrobić, żeby było wspanialej.
W środę przyszli nasi "klienci", urządziliśmy krótką prezentację naszych projektów, niezbyt jeszcze zaawansowanych. Dwoje ludzi z departamentu zajmującego się dostosowywaniem przestrzeni miejskiej do potrzeb niepełnosprawnych i starszych, ale głównie przebudową / budową mieszkań dla nich. Mamy więc tę naszą uroczą działeczkę wśród krzewów, ogrodów i drzew owocowych, i projektujemy. Może powinnam pokazać wam zdjęcia? W porównaniu z innymi grupami może miałyśmy rzeczywiście dużo. Ja osobiście bardzo lubię nasz projekt. Rewolucyjny nie jest, ale czy można za każdym razem robić rewolucję?
Nasza działeczka:


Powiedzieli nam, że jest cudownie i nie spodziewali się czegoś takiego (czego więc się spodziewali? czy mam się czuć obrażona? w końcu to projekt w cyklu studiów magisterskich). Czepiali się usytuowania miejsc parkingowych, powiedzieli, żeby poszerzyć korytarze i zamontować więcej schowków, bo starzy ludzie nie lubią wyrzucać rzeczy, ale też nie chcą mieć wszystkich swoich wspomnień (mieli na myśli klamoty) na wierzchu.
Kiedy Bjorn, czyli asystent naszej profesor Ingi, robi nam korekty, też się nie czepia. Czuję się nieco zagubiona. Ale powoli odnajduję się w odcieniach zadowolenia. Przykładowo:
Przynosisz prawe-nic na korektę. Wstyd i hańba, dwa szkice, z których nic nie wynika.
WAPW: Zapomina Pani, że jest Pani na uczelni wyższej. Proszę iść do domu i zabrać się do roboty.
Chalmers: (Próba zgadywania i rozmowy) + It's a very... hm, a very good starting point.
Zamiast wydruków i modelu stawiasz przed asystentem laptopa i każesz mu patrzeć w monitor:
WAPW: Nie nie, to tak być nie może, skoczy Pani to wydrukować, tak nie da się pracować. I w ogóle co to za praca bez modelu?
Chalmers: (zero uwag, męczą się z tym monitorem, i chociaż czasem nic nie rozumieją, bo jednak trudno robić korektę czemuś na monitorze, to i tak nic nie miałkną).
Pokazujesz model i rzut jednego piętra. Jakby nie było, półtora miesiąca do oddania.
WAPW: ... To nie do pomyślenia. Z czego Pani to lepi, z plasteliny? Gdzie tu jest konstrukcja? ... I gdzie są elewacje. Pani wie, jak ten budynek w ogóle wygląda?
Chalmers: (Inni i tak mają mniej, więc mówią ci, że projekt jest bardzo zaawansowany.)
Nie wspomnę o korekcie "architektury". Oni nie zadają pytań o to, jak to właściwie wygląda. Bjorn raz wspomniał, aby może zastanowić się nad nadaniem naszym mieszkaniom bardziej nowoczesnej formy i wprowadzeniu jakiejś innowacji. To była bardzo krytyczna uwaga, jak na szwedzkie warunki, prawie jak "to jest jakaś karykatura, a nie architektura" jak powiedziała mi w zeszłym semestrze prof. Wiśniewska (a ja się prawie popłakałam :D).
I nie mówią nie. Zawsze "zobaczymy, zobaczymy", "zastanowię się nad tym", "podejrzewam, że mogę mieć problemy z dotarciem...". Co za milusia, delikatniusia kultura. Chociaż i u nas są takie ziółka, którym przez gardło nie przejdzie nie i jakiekolwiek inne niedelikatne słowo.
W środę przyszli nasi "klienci", urządziliśmy krótką prezentację naszych projektów, niezbyt jeszcze zaawansowanych. Dwoje ludzi z departamentu zajmującego się dostosowywaniem przestrzeni miejskiej do potrzeb niepełnosprawnych i starszych, ale głównie przebudową / budową mieszkań dla nich. Mamy więc tę naszą uroczą działeczkę wśród krzewów, ogrodów i drzew owocowych, i projektujemy. Może powinnam pokazać wam zdjęcia? W porównaniu z innymi grupami może miałyśmy rzeczywiście dużo. Ja osobiście bardzo lubię nasz projekt. Rewolucyjny nie jest, ale czy można za każdym razem robić rewolucję?
Nasza działeczka:


Powiedzieli nam, że jest cudownie i nie spodziewali się czegoś takiego (czego więc się spodziewali? czy mam się czuć obrażona? w końcu to projekt w cyklu studiów magisterskich). Czepiali się usytuowania miejsc parkingowych, powiedzieli, żeby poszerzyć korytarze i zamontować więcej schowków, bo starzy ludzie nie lubią wyrzucać rzeczy, ale też nie chcą mieć wszystkich swoich wspomnień (mieli na myśli klamoty) na wierzchu.
Kiedy Bjorn, czyli asystent naszej profesor Ingi, robi nam korekty, też się nie czepia. Czuję się nieco zagubiona. Ale powoli odnajduję się w odcieniach zadowolenia. Przykładowo:
Przynosisz prawe-nic na korektę. Wstyd i hańba, dwa szkice, z których nic nie wynika.
WAPW: Zapomina Pani, że jest Pani na uczelni wyższej. Proszę iść do domu i zabrać się do roboty.
Chalmers: (Próba zgadywania i rozmowy) + It's a very... hm, a very good starting point.
Zamiast wydruków i modelu stawiasz przed asystentem laptopa i każesz mu patrzeć w monitor:
WAPW: Nie nie, to tak być nie może, skoczy Pani to wydrukować, tak nie da się pracować. I w ogóle co to za praca bez modelu?
Chalmers: (zero uwag, męczą się z tym monitorem, i chociaż czasem nic nie rozumieją, bo jednak trudno robić korektę czemuś na monitorze, to i tak nic nie miałkną).
Pokazujesz model i rzut jednego piętra. Jakby nie było, półtora miesiąca do oddania.
WAPW: ... To nie do pomyślenia. Z czego Pani to lepi, z plasteliny? Gdzie tu jest konstrukcja? ... I gdzie są elewacje. Pani wie, jak ten budynek w ogóle wygląda?
Chalmers: (Inni i tak mają mniej, więc mówią ci, że projekt jest bardzo zaawansowany.)
Nie wspomnę o korekcie "architektury". Oni nie zadają pytań o to, jak to właściwie wygląda. Bjorn raz wspomniał, aby może zastanowić się nad nadaniem naszym mieszkaniom bardziej nowoczesnej formy i wprowadzeniu jakiejś innowacji. To była bardzo krytyczna uwaga, jak na szwedzkie warunki, prawie jak "to jest jakaś karykatura, a nie architektura" jak powiedziała mi w zeszłym semestrze prof. Wiśniewska (a ja się prawie popłakałam :D).
I nie mówią nie. Zawsze "zobaczymy, zobaczymy", "zastanowię się nad tym", "podejrzewam, że mogę mieć problemy z dotarciem...". Co za milusia, delikatniusia kultura. Chociaż i u nas są takie ziółka, którym przez gardło nie przejdzie nie i jakiekolwiek inne niedelikatne słowo.
niedziela, 23 listopada 2008
Czy to był śnieg?
Po pierwsze: ogłaszam wszem i wobec, że żyję, jestem cała i noszę czapkę.
W nocy z czwartku na piątek podobno padał śnieg. Nic się nie ostało, ale piątek był pierwszym dniem w całości mroźnym - kałuże zmarznięte były od rana do wieczora. Lód na jeziorach. Sobota była drugim takim dniem. Niedziela trzecim. Zima?
Liseberg (NAJWIĘKSZY park rozrywki w Skandynawii) już dawno wystroił się w światełka, choinki, śnieżynki, bałwanki ze styropianu. W ciemnościach milionami lampek świecą drzewa i z wielkiej stalowej konstrukcji (najwyższej w mieście - panoramiczna winda) rozchodzą się liny przybrane w diody, a całość ma imitować choinkę.
To zdjęcie zrobiłam pisząc assignment na Nordic Architecture. To widok z mojego okna - jak najbardziej skandynawskie w charakterze chmury. Nigdzie indziej takich nie ma.

Całe miasto się stroi. Nordstan - największe centrum handlowe Goteborga - całe w sztucznych choinkowych gałązkach i plastikowych dzwoneczkach. Świąteczne markety na ulicach, stara część miasta jak promenada - i wszyscy szaleją, kupując szczotki do podłogi, kapcie, ręczniki, świeczki - generalnie Szwedzi w weekendy Kupują przez wielkie K, wychodzą do Nordstan całymi rodzinami, spędzają tam cały dzień.
Szukałam kapci, w które mogłabym się przebierać w studio, bo trudno chodzić przez 8 - 9 godzin w zimowych butach; doznałam szoku - dlaczego kapcie muszą kosztować 60 PLN najmarniej? Powiem Wam, drodzy Czytelnicy: kapcie = symbol domowości, a tu dom jest najważniejszy. Celebracja domu, to celebracja ogniska, stworzonego przez ludzkie ręce miejsca w dzikiej, groźnej naturze, archetypu "ciepłej jaskini", która jednocześnie chroni, ale i kolorami czy zastosowanymi materiałami zamyka w sobie całe bogactwo żywotnej, magicznej natury, tak dziko i dramatyczne objawiającej się w Skandynawii w letnich miesiącach. Rozumiecie. Tu dom to jak u nas kościół. Kupując kapcie kupujesz element rytuału... samo kupowanie jest już rytuałem - kapcie będą twoim obrzędowym strojem, w kapciach staniesz rano po przebudzeniu, wyjrzysz za okno, przeciągniesz się, zjesz śniadanie i popijesz kawą. W kapciach usiądziesz w fotelu i odpoczniesz po całym dniu pracy. Masz czerpać z tego radość. Twoje stawanie w kapciach jest doznaniem mistycznym. Znacie to uczucie - leżycie pod ciepłą kołderką, a oszalałe od wiatru drzew gałęzie walą o szyby - ale jest wspaniale, ciepło i bezpiecznie. Albo: za oknem mróz trzaska, na szybach kwiaty, a tu owinięci w kocyk pijecie herbatę z miodem i cytryną. To jest właśnie ta celebracja domowego ogniska poprzez magiczne przedmioty; dlatego Szwedzi mają super kapcie, zajebiste szczotki do podłogi (przybrane w kokardki, czasem), dlatego IKEA, dlatego urządzanie domu ulubionym zajęciem, dlatego robienie wystaw z okien... Tutaj dom jest moją jaskinią, moja trzecią skórą. (Skóra 1 = skóra, skóra 2 = bielizna Craft)
We wtorek mam egzamin ustny z Nordic Architecture. W środę za tydzień midcritics, czyli taki duży przegląd. Musimy przygotować przekroje, rzuty, elewacje i model 1:250. Więc siedzimy sobie z Anną i dłubiemy, jestem w domu późno. Proszę się nie dziwić, że nie piszę (czy tydzień niepisania to tak długo? u mnie, generalnie, nic się nie zmienia).
W nocy z czwartku na piątek podobno padał śnieg. Nic się nie ostało, ale piątek był pierwszym dniem w całości mroźnym - kałuże zmarznięte były od rana do wieczora. Lód na jeziorach. Sobota była drugim takim dniem. Niedziela trzecim. Zima?
Liseberg (NAJWIĘKSZY park rozrywki w Skandynawii) już dawno wystroił się w światełka, choinki, śnieżynki, bałwanki ze styropianu. W ciemnościach milionami lampek świecą drzewa i z wielkiej stalowej konstrukcji (najwyższej w mieście - panoramiczna winda) rozchodzą się liny przybrane w diody, a całość ma imitować choinkę.
To zdjęcie zrobiłam pisząc assignment na Nordic Architecture. To widok z mojego okna - jak najbardziej skandynawskie w charakterze chmury. Nigdzie indziej takich nie ma.

Całe miasto się stroi. Nordstan - największe centrum handlowe Goteborga - całe w sztucznych choinkowych gałązkach i plastikowych dzwoneczkach. Świąteczne markety na ulicach, stara część miasta jak promenada - i wszyscy szaleją, kupując szczotki do podłogi, kapcie, ręczniki, świeczki - generalnie Szwedzi w weekendy Kupują przez wielkie K, wychodzą do Nordstan całymi rodzinami, spędzają tam cały dzień.
Szukałam kapci, w które mogłabym się przebierać w studio, bo trudno chodzić przez 8 - 9 godzin w zimowych butach; doznałam szoku - dlaczego kapcie muszą kosztować 60 PLN najmarniej? Powiem Wam, drodzy Czytelnicy: kapcie = symbol domowości, a tu dom jest najważniejszy. Celebracja domu, to celebracja ogniska, stworzonego przez ludzkie ręce miejsca w dzikiej, groźnej naturze, archetypu "ciepłej jaskini", która jednocześnie chroni, ale i kolorami czy zastosowanymi materiałami zamyka w sobie całe bogactwo żywotnej, magicznej natury, tak dziko i dramatyczne objawiającej się w Skandynawii w letnich miesiącach. Rozumiecie. Tu dom to jak u nas kościół. Kupując kapcie kupujesz element rytuału... samo kupowanie jest już rytuałem - kapcie będą twoim obrzędowym strojem, w kapciach staniesz rano po przebudzeniu, wyjrzysz za okno, przeciągniesz się, zjesz śniadanie i popijesz kawą. W kapciach usiądziesz w fotelu i odpoczniesz po całym dniu pracy. Masz czerpać z tego radość. Twoje stawanie w kapciach jest doznaniem mistycznym. Znacie to uczucie - leżycie pod ciepłą kołderką, a oszalałe od wiatru drzew gałęzie walą o szyby - ale jest wspaniale, ciepło i bezpiecznie. Albo: za oknem mróz trzaska, na szybach kwiaty, a tu owinięci w kocyk pijecie herbatę z miodem i cytryną. To jest właśnie ta celebracja domowego ogniska poprzez magiczne przedmioty; dlatego Szwedzi mają super kapcie, zajebiste szczotki do podłogi (przybrane w kokardki, czasem), dlatego IKEA, dlatego urządzanie domu ulubionym zajęciem, dlatego robienie wystaw z okien... Tutaj dom jest moją jaskinią, moja trzecią skórą. (Skóra 1 = skóra, skóra 2 = bielizna Craft)
We wtorek mam egzamin ustny z Nordic Architecture. W środę za tydzień midcritics, czyli taki duży przegląd. Musimy przygotować przekroje, rzuty, elewacje i model 1:250. Więc siedzimy sobie z Anną i dłubiemy, jestem w domu późno. Proszę się nie dziwić, że nie piszę (czy tydzień niepisania to tak długo? u mnie, generalnie, nic się nie zmienia).
sobota, 15 listopada 2008
Rącza sarna...
...galopująca przez pachnący wiosną las. Taki obraz mam przed oczyma, gdy w zapoconych i zabłoconych ciuchach przedzieram się przez krzaki nad jeziorem Dejla. Kiedy już naprawdę nie mogę biec (a tu wiatr ma zasadę, że zawsze wieje w twarz), skupiam się na oddechu i wyobrażam sobie, że moje uda są tak szczupłe, że spodnie, zamiast się na nich opinać, powiewają na tym upiornym wietrze. Dochodzą jeszcze skałki i wzniesienia oraz korzenie wystające ze ścieżki.
Ku mojemu zdziwieniu odkrywam, że lubię biegać. Trochę problematyczne bywa to, że tu zawsze jest po deszczu, a ścieżki zawsze są... hm, upstrzone (?) końską kupą, ale poza tym jest spoko. Czuję, że to bardzo szwedzkie uprawiać jogging w stroju z metką Craft. Źle się czuję, gdy się nie ruszę raz na dwa dni. Dotleniony mózg pracuje lepiej, a i buzia jest bardziej rumiana.
Dziś i dwa dni temu biegałam z Anną. Anna nie ma stroju Craft i ludzie dziwnie na nią patrzą. Myślę, że podejrzewają, że ukrywa się w lesie przed policją czy coś takiego. Nie zmienia to faktu, że jogginguje nam się razem bardzo dobrze i bardzo wesoło (zwłaszcza to drugie).
No i może na wiosnę będę tą rączą sarną w pachnącym wiosną lesie, czego sobie i Wam, drodzy Czytelnicy, życzę.
Ku mojemu zdziwieniu odkrywam, że lubię biegać. Trochę problematyczne bywa to, że tu zawsze jest po deszczu, a ścieżki zawsze są... hm, upstrzone (?) końską kupą, ale poza tym jest spoko. Czuję, że to bardzo szwedzkie uprawiać jogging w stroju z metką Craft. Źle się czuję, gdy się nie ruszę raz na dwa dni. Dotleniony mózg pracuje lepiej, a i buzia jest bardziej rumiana.
Dziś i dwa dni temu biegałam z Anną. Anna nie ma stroju Craft i ludzie dziwnie na nią patrzą. Myślę, że podejrzewają, że ukrywa się w lesie przed policją czy coś takiego. Nie zmienia to faktu, że jogginguje nam się razem bardzo dobrze i bardzo wesoło (zwłaszcza to drugie).
No i może na wiosnę będę tą rączą sarną w pachnącym wiosną lesie, czego sobie i Wam, drodzy Czytelnicy, życzę.
czwartek, 13 listopada 2008
Subskrybuj:
Posty (Atom)