środa, 12 listopada 2008

Rozmiękam i przemakam

Ja wam napiszę, co u mnie, a wy, Drodzy Czytelnicy, zgadniecie, jak się czuję.
Dzieje się, co następuje:

1. Po powrocie ze Stockholmu nie mogę dojść ze sobą do ładu - mam wrażenie, że nic nie robię, siedzę i oglądam głupawe filmy, a jeśli nawet plączę się po wydziale, to bezowocnie, nieproduktywnie; zabijam tylko czasu wykonując masę zbędnych, pustych czynności.

2. Dostałam wiadomość z Citibanku, że jest jakiś problem z moim przelewem zagranicznym. Czyżbym nie zapłaciła za mieszkanie, ponieważ coś w systemie zawiodło? (Tak na marginesie: ktoś powinien z tym bankiem zrobić porządek, to tak dalej być nie może. Za każdym razem, kiedy mam z nimi styczność, coś się we mnie przewraca. Rozważam rezygnację ze współpracy. Chaos to najlżejsze z określeń, jakie można zastosować w ich przypadku. Gdzie jest mój rycerz na białym, na jakimkolwiek koniu?)

3. Deszcz + jogging. Zgadujcie, kto jest twardszy - ja czy pogoda? Pogoda. Morska bryza. Siub siub siubab, siedzę sobie teraz w moim pokoiku zamiast się usportowić. Jutro też ma padać, ale mniej:D.

4. Przystojni chłopcy. Są wszędzie. Nawet nie skomentuję.

5. Praca pisemna na Nodric Architecture. Nie wiem, czy jest coś takiego jak nordic archritecture, nie mam pojęcia, czy ma jakieś specjalne cechy. Nie mam siły pisać - siadam do komputera z zamiarem rozpoczęcia... i nagle przypomina mi się, że powinnam pozmywać. Wiecie, jak to jest.

6. International Dinner u mnie po raz wtóry. Zaprosiłyśmy Jorisa z Delf, przygotowałyśmy kluski śląskie, ciasto marchewkowe, podałam też biały ser z chrupiącymi bułeczkami i tiki-taki, krówki, michałki. Piliśmy grzane wino i niegrzane też. Było bardzo wesoło, przynajmniej dla dziewcząt - nie wiem, na ile dobrze bawił się Joris. Zaprosił nas na urodziny (ale kto robi urodziny w środku tygodnia?).
Kluski śląskie były rozgotowaną paciają - ale o smaku klusek śląskich. Wszyscy goście grzecznie pałaszowali - zawsze zapraszam osoby nienagannie wychowane, które, choćby dziegciu im podać, okiem nie mrugnął i zmiotą wszystko z talerzy, a jeszcze pochwalą. To nadaje nowych odcieni pytaniom o istotę dobrej kuchni - może nie od samych potraw to zależy, a od jedzących i metod jedzenia.

7. Kino i urodziny. No właśnie. Urodziny Jorisa, które są dziś o 21, albo kino z Hiszpanami o 20.45. Widzicie, jakie dylematy. Jak tu nie popadać w melancholię? (Popadać to dobre słowo, zwłaszcza w tym mieście.) Hiszpanie są weseli i rezolutni, a Moquel powiedział mi dziś, że mam piękne włosy, co oczywiście nic nie znaczy. Ale jednak urodziny to urodziny... a tam jest mnóstwo przemądrych studentów z Unitechu... i to sami chłopcy...

8. Nie mam miejsca na dysku. Potrzebny mi dysk zewnętrzny, ale w Szwecji nie jest tanio, jak wiecie. Poczekam do świąt.

9. Jak sobie pomyślę, że niektórzy Stali Czytelnicy byli ostatnio w górach, a ja przesiedziałam weekend na tyłku, patrząc jak krople deszczu, jedna z drugą, rozbryzgują się na mojej szybie, mam ochotę płakać. Zmieniam się w rozmokły worek ziemniaków.

10. Nie mam siły. Nie wiem, co zrobić, żeby mieć.

Pozdro dla wszystkich aktywnych umysłowo i fizycznie!

2 komentarze:

Paweł Szostek pisze...

Bądź Danka dzielna. To wszystko musi być przewalone, ale my jesteśmy z Tobą.

BeataG pisze...

Przystojni chłopcy? Są wszędzie? eh, nawet nie skomentuję...